Z jednym należy się zgodzić. Wyrok w sprawie E.B. przeciwko Francji z pewnością będzie jednym z najbardziej kontrowersyjnych wyroków AD 2008. Stwierdzenie, że osoba samotna nie powinna być dyskryminowana przy adopcji dzieci z powodu jej orientacji seksualnej samo w sobie wydaje się być logiczne i spójne. Co więcej – jest zbieżne z dotychczasowym orzecznictwem Trybunału w Strasburgu. Dlaczego zatem dyskutujemy na temat tej sprawy i mamy wątpliwości – tak samo jak sędziowie, którzy zgłosili zdanie odrębne?
Myślę, że podstawowy problem sprowadza się do tego samego czynnika co w większości spraw dyskryminacyjnych. Otóż z dyskryminacją nie mamy do czynienia, kiedy różne traktowanie jest uzasadnione względami obiektywnymi. W przypadku adopcji takimi względami obiektywnymi(które mają chronić dobro dziecka) może być postawa życiowa, predyspozycje osobowościowe, zdolność do wywiązywania się z obowiązków rodzicielskich itd.Jeżeli w wyniku przeprowadzonego postępowania zostanie wykazane, że dana osoba(lub rodzina) ich nie spełnia – wtedy nie dostaje zgody na adopcję. Problem tkwi w tym, że orientacja seksualna – na zasadzie stereotypu – postrzegana jest z góry jako nie pozwalająca na spełnienie tych właśnie obiektywnych kryteriów.W ten sposób kryterium nieobiektywne – jakim zazwyczaj jest orientacja seksualna, jest utożsamiane z kryterium obiektywnym, co prowadzić może do dyskryminacji. A orzeczenie w sprawie E.B. przeciw Francji sprowadza się do tego, że takie postrzeganie osób homoseksualnych (i ich dyskryminowanie wprawie do adopcji) właśnie opiera się na takich stereotypowych uprzedzeniach.
Ale sprawa E.B. ma także i drugie i trzecie i czwarte dno. Wydaje mi się, że sprawa jest problematyczna z powodu kontekstu społecznego, w którym wyrok ten został wydany. Jeśli spojrzy się na uczestników debaty (zarówno z lewej i prawej strony) - wyrok jest odczytywany jako oznaczający prawo osób homoseksualnych do adopcji dzieci. Organizacje LGBT wieszczą, że wyrok Trybunału oznacza prawo osób homoseksualnych do adopcji dzieci i że to jest ich wielkie zwycięstwo. Z kolei organizacje prawicowe nie kryją swojego oburzenia. Zapomina się, że chodziło o konkretną sytuację,konkretną samotną osobę, która ubiegała się o możliwość adopcji dziecka.
Stan faktyczny w sprawie też nie do końca jest jasny. Wszak o adopcję ubiegała się osoba podająca się za samotną, to jednak prowadziła ona wspólne życie z partnerką. Co więcej, partnerka nie była specjalnie zainteresowana adopcją. Powstaje pytanie – czy w takim razie mieliśmy do czynienia z faktycznie samotną osobą, czy też może z próbą obejścia przepisów, które jednak nie pozwalają na adopcję dzieci przez pary homoseksualne.Taka wątpliwość się pojawia i prowadzi do dalszego pytania – czy Trybunał raczej nie powinien wycofać się z ustanawiania nowego standardu z zakresu praw człowieka, kiedy ma tak niejasną sytuacją faktyczną. Może lepiej byłoby poczekać na inną sprawę, kiedy okoliczności byłyby jaśniejsze. Czy faktycznie konieczny był aż taki pośpiech.
Zastanawia bowiem na ile Trybunał w Strasburgu zdawał sobie sprawę z konsekwencji wyroku. A są one znaczące. Z jednej strony,Konwencja i wyrok będą używane przez organizacje LGBT jako poważny argument, że osobom homoseksualnym przysługuje prawo do adopcji dzieci (niezależnie od tego,że treść wyroku jest de facto odmienna). W Europie o zakresie prawa do adopcji decyduje ustawodawca w poszczególnych krajach. Tylko niewiele z nich wprowadziło takie uprawnienie dla osób będących w związkach osób tej samej płci. Wiele jeszcze nie jest nawet na etapie prawnego uznawania takich związków i wprowadzenia odpowiedniego ustawodawstwa. W tej sytuacji, odczytywany opatrznie wyrok w sprawie E.B. przeciwko Francji może w istocie prowadzić do podważenia istoty praw człowieka, może prowadzić do interpretacji oraz rozumienia Konwencji, która nie była nawet zamierzona przez samych sędziów. A od tego już krótka droga do obniżania rangi Konwencji w europejskim porządku prawnym. Warto przypomnieć, że przełomowe orzeczenie w sprawie Goodwin przeciwko Wielkiej Brytanii – będące przykładem ewolucyjnego podejścia do praw człowieka – zapadło po tym jak praktycznie powszechnie uznawane były prawa osób transseksualnych. Wtedy Trybunał stwierdził, że poszanowanie ich godności,zakaz dyskryminacji, respektowanie prywatności to jest prawo człowieka. Pytanie– dlaczego Trybunał nie zastosował takiego samego sposobu rozumowania w tej sprawie, a potraktował kwestię adopcji dzieci przez samotną osobę homoseksualną tak jakby chodziło o zwyczajne interpretowanie typowej sytuacji na gruncie Konwencji. Adopcja dzieci przez samotne osoby homoseksualne to jednak nie jest taki sam problem jak dziedziczenie prawa najmu po swoim partnerze przez geja(sprawa Kartner przeciwko Austrii), czy też sytuacja pozbawienia prawa do opieki nad własnym dzieckiem z powodu orientacji seksualnej (Salgueiro da Silva Mouta przeciwko Portugalii).
Warto się także zastanowić nad tym czy w Europie nie mamy do czynienia z coraz większym rozdźwiękiem pomiędzy poziomem ochrony praw (a tym samym – ustanawianymi standardami) w starej Europie (i w aspirujących nowych państwach członkowskich UE) oraz w byłym bloku wschodnim. Z jednej strony pojawia się szereg orzeczeń ważnych dla odczytywania Konwencji w państwach zachodnich (jak Evans przeciwko Wielkiej Brytanii dotycząca możliwości użycia zamrożonego embrionu ludzkiego do zapłodnienia bez zgody partnera). Z drugiej, Trybunał w Strasburgu zajmuje się zupełnie podstawowymi prawami jak prawo do życia czy zakaz tortur w licznych sprawach pochodzących z Rosji czy państw kaukaskich. Czy zatem odważne podejście do niektórych praw,tworzenia nowych standardów, nie czyni Trybunału niezrozumiałym w państwach,które także muszą przestrzegać Konwencji? Czy więzień z Gruzji, który nawet niema w praktyce prawa do własnego łóżka, a przysługuje mu 1 m2 powierzchni celi na osobę zrozumie problemy więźnia brytyjskiego dochodzącego prawa do zapłodnienia pozaustrojowego? Chyba coraz bardziej mamy dwie a nawet trzy prędkości rozwoju praw człowieka w Europie. Orzeczenie w sprawie E.B. przeciwko Francji tylko ten rozdźwięk zwiększa.
Sprawa E.B. przeciwko Francji jest także ilustracją innego problemu – z pogranicza konstytucjonalizmu i politologii.Otóż od lat poszczególni sędziowie (sądów konstytucyjnych czy Trybunału w Strasburgu) mogą zgłaszać zdania odrębne do wyroków. Dzięki temu sądy pokazują,że także sami sędziowie mieli wątpliwości, że istnieje spór co do problemów,debata w łonie sądu. W pewnym sensie zatem wyrok staje się konsekwencją demokracji deliberatywnej – ścierania się poglądów i zaznaczania różnych racji czy interpretacji. Dzięki ujawnieniu zdań odrębnych sąd buduje swoją wiarygodność poprzez większą przejrzystość orzekania. Ale jest druga strona medalu. Czy zdania odrębne nie prowadzą do podważenia wiarygodności samych orzeczeń (czyli opinii większości składu sądzącego), szczególnie jeśli napisane są porządnie, z polotem, użyciem ciekawej i wartościowej argumentacji? Czy zdanie odrębne napisane przez najwybitniejsze autorytety prawnicze nie obniża wartości wyroku osiągniętego w drodze demokratycznej – dzięki większości składu sędziowskiego? Co wtedy dzieje się z wartością jaką jest legitymizacja władzy sądowniczej i budowanie jej autorytetu. Czy Trybunał w Strasburgu dzięki orzeczeniu w sprawie E.B. przeciwko Francji zwiększył swój autorytet i wiarygodność?
dr Adam Bodnar