Komentarz do dokumentu: Women on Waves przeciwko Portugalii (Orzeczenia)
Autor: dr Ireneusz C. Kamiński    Data dodania: 2009-02-27 13:14:41

Kilka uwag do wyroku Women on waves i inni przeciwko Portugalii


I.

Na pierwszy rzut oka powodem orzeczenia przez Trybunał, że doszło do złamania art. 10 może się wydawać nieproporcjonalność środka użytego w celu ochrony porządku i zdrowia publicznego. Władze krajowe zabroniły wpłynięcia statkowi „Borndiep” na portugalskie wody terytorialne i aby ten zakaz okazał się skuteczny, zabezpieczyły go argumentem w postaci obecności jednostek marynarki wojennej. Takie ekscesywne działanie przeszkodziło w realizacji zamierzonych szkoleń i seminariów, ale musiało też w nieunikniony sposób rodzić mający szerszą skalę „odstraszający skutek” (effet dissuassif) nie tylko w stosunku do holenderskiej organizacji, ale i jej portugalskich partnerów (par. 43).

Obawy portugalskich władz związane z naruszaniem ustawy antyaborcyjnej, a więc hipotetycznym udostępnianiem przez osoby z „Borndiep” środków i medykamentów powodujących poronienie, można było rozwiązać stosując łagodniejsze metody, np. polegające na zajęciu „podejrzanych” farmaceutyków. Ale trybunał podkreślił, że nie istniały jakiekolwiek przesłanki, które mogły świadczyć o tym, że załoga statku zamierzała łamać krajowe przepisy zabraniające aborcji (par. 41).

Uważniejsza lektura wyroku pokazuje, że nie sprowadza się on jednak do kwestii nieproporcjonalności zastosowanego środka. Wyrok zawiera także kilka istotnych tez, które stanowią odejście od wcześniejszego orzecznictwa lub dokonują w nim wartych podkreślenia odróżnień.

II.

Portugalskie władz argumentowały, że kobiece organizacje mogły zorganizować szkolenia i seminaria w inny sposób, a więc nie był konieczny w tym celu pokład „Borndiep” (do szkoleń i seminariów mogło dojść na lądzie). Istniały zatem alternatywy dla wyrażenia swoich poglądów oraz przekazania informacji (par. 27).

W przeszłości strasburskie instytucje orzekały, że nie dochodziło do naruszenia swobody wypowiedzi, jeśli skarżący dysponował innymi sposobami zakomunikowania swojego przekazu. Tak stało się w sprawie Adams i Benn przeciwko Wielkiej Brytanii. Pierwszy skarżący to przywódca Sinn Féin, partii uważanej za polityczne skrzydło IRA. Był również członkiem Izby Gmin, niższej izby brytyjskiego parlamentu, ale nie zasiadł w parlamentarnych ławach, bo odmówił złożenia przysięgi koronie, będącego warunkiem objęcia funkcji. Drugi skarżący to zapraszający Adamsa do Wielkiej Brytanii parlamentarzysta i członek dawnego rządu. Do spotkania miało dojść w parlamencie, a celem było rewitalizowanie procesu pokojowego w Irlandii Północnej. Ale Adamsowi, jako osobie związanej z organizacją terrorystyczną, brytyjski rząd uniemożliwił przyjazd do Londynu.

Europejska Komisja Praw Człowieka jednogłośnie odrzuciła skargę Adamsa i Benna jako nieuzasadnioną. Uznano, że ingerencja była wąsko zdefiniowana i nie pozbawiła Adamsa możliwości wypowiedzenia się w inny sposób (np. przy użyciu technicznych środków komunikacji) lub z Irlandii Północnej, gdzie mieszkał. Alternatywne środki uzyskania informacji miał też Benn. Dla Komisji nie miało znaczenia, że zamiarem obu polityków nie było odbycie „zwykłej” rozmowy, lecz chcieli oni w formie konkretnego i szczególnego, a nawet prowokacyjnego spotkania w brytyjskim parlamencie, które musiało przykuć uwagę mediów oraz opinii publicznej, wyrazić swój krytyczny stosunek do zamrożenia przez konserwatywny rząd dialogu politycznego na temat rozwiązania problemu irlandzkiego.

W portugalskim wyroku Trybunał oznajmił natomiast, że w pewnych sytuacjach już sposób rozpowszechniania poglądów oraz informacji może stawać się tak istotny i kluczowy, że ingerencje dotyczące sposobu rozpowszechniania zasadniczo wpływają na samą „istotę” tych poglądów oraz informacji.

Inaczej mówiąc, nawet jeśli istnieją alternatywne metody dotarcia z przekazem, ingerencja w pewien sposób prezentacji oznaczać będzie złamanie art. 10.

Należy podkreślić, że wskazując na ochronę sposobu prezentacji poglądów oraz informacji, Trybunał nie powiązał swoich reguł z większymi kosztami czy też innymi trudnościami towarzyszącymi użyciu alternatywnych metod. Trybunałowi wystarczyło, że zakwestionowany sposób polegał na realizacji pewnych działań symbolicznych, które miały na celu wyrażenie sprzeciwu wobec ustawodawstwa uważanego za niesprawiedliwe lub niewłaściwe.

W przypadku holenderskiej organizacji chodziło przy tym dodatkowo o szczególny praktykowany od wielu lat i w szeregu państw sposób wyrażania krytyki posłużenie się pokładem statku jako miejscem szkoleń i seminariów (par. 39).

III.

Wyrok dokonuje także wprost odróżnienia portugalskiej sprawy od przypadku Appleby i inni przeciwko Wielkiej Brytanii. Ten ostatni dotyczył sprzeciwu właścicieli centrum handlowego na zbieranie w nim podpisów pod petycją protestującą przeciwko inwestycjom planowanym przez władze samorządowe. Trybunał orzekł wtedy, że władze krajowe nie złamały pozytywnego obowiązku polegającego na zapewnieniu jednostkom korzystania ze swobody wypowiedzi na terenie prywatnym.

W sprawie statku „Borndiep” nie wchodziła natomiast w grę kwestia zagwarantowania konwencyjnych swobód na terenie prywatnym, lecz na obszarze morza terytorialnego, które jest częścią państwa i ze swojej natury pozostaje obszarem otwartym. Trybunał odrzucił też kwalifikowanie zobowiązania państwa jako pozytywnego (wówczas krajowy margines swobody ocen jest szeroki, a kontrola strasburska ograniczona).

W rzeczywistości na Portugalii spoczywał negatywny obowiązek powstrzymania się od ingerencji (wtedy zakres ocennych uprawnień władz krajowych jest niewielki, a przegląd dokonywany przez trybunał staje się rygorystyczny) par. 40.

IV.

Należy podkreślić, że wyrok w sprawie Women on waves zapadł jednomyślnie (także bez zdań równoległych, które zgadzając się co do konkluzji, wskazywałyby równocześnie na konieczność przyjęcia innej argumentacji lub nie podzielały całości uzasadnienia wyroku). Świadczy o niekontrowersyjności racji zawartych w wyroku i wspierających je argumentów.

dr Ireneusz C. Kamiński