Komentarz do dokumentu: Długołęcki (Orzeczenia)
Autor: Dominika Bychawska    Data dodania: 2009-03-25 01:24:05

Trybunał po raz kolejny wskazuje Polsce standardy odpowiedzialności za słowo w sprawie Długołęcki przeciwko Polsce (skarga nr 23806/03).

Wyrok z dnia 24 lutego 2009 r. dotyczy dwóch ważnych kwestii - dziennikarstwa obywatelskiego oraz odpowiedzialności za krytykę polityków lokalnych w kontekście wyborów.


Stan faktyczny


Jacek Długołęcki, z zawodu inżynier, w 1992 r. zaczął wydawać na własny koszt prywatny i niezależny periodyk „Kolbudzkie ABC”. Motywem jego działalności dziennikarskiej była chęć obywatelskiej oceny i krytyki działalności władz lokalnych. Informator był darmowo rozdawany przez Długołęckiego. W krótkim okresie czasu „Kolbudzkie ABC” zaczęło ukazywać się regularnie.

W numerze 13 informatora, którego data wydania zbiegła się z wyborami do samorządu gminy, została wykazana niekompetencja i niegospodarność lokalnego polityka A.W., byłego burmistrza, ubiegającego się w wyborach samorządowych o mandat radnego. W artykule można było przeczytać m.in., że „były pan wójt doszedł już kilka lat temu do szczytu swojej niekompetencji…”.

W tytule artykułu skarżący nawiązał do zasady progu kompetencji opisanej przez Dr. Laurence J. Petera, znanej również jako Zasada Petera, która odnosi się do możliwości awansu w strukturze hierarchicznej do czasu osiągnięcia własnego progu niekompetencji. Pisząc o sprawie, Długołęcki opierał się na wyciągach z protokołu z posiedzenia rady gminy Kolbudy.


Stan prawny


Przeciwko J. Długołęckiemu został wniesiony prywatny akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Gdańsku. Redaktor został oskarżony o zniesławienie (art. 212 k.k.) przez byłego wójta, który przypisał mu swoje niepowodzenie w wyborach. W postępowaniu oskarżyciel prywatny podniósł, że pozwany w swoim artykule pomówił go o postępowanie, które poniżyło go w opinii publicznej.

Sąd uznał redaktora za winnego i skazał na karę grzywny oraz nawiązkę na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża.

J. Długołęcki złożył apelacje do Sądu Okręgowego w Gdańsku, który uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. J. Długołęcki zaproponował wtedy byłemu wójtowi przeprowadzenie mediacji, ale polityk odmówił. Sąd Rejonowy w Gdańsku biorąc pod uwagę niewielką społeczną szkodliwość czynu, warunkowo umorzył postępowanie karne na jeden rok tytułem próby.

Zastosowanie probacji na mocy art. 66 k.k. mogło nastąpić po stwierdzeniu winy oskarżonego i zobowiązaniu oskarżonego do naprawienia szkody poprzez obowiązek przeproszenia pokrzywdzonego na łamach swojej „gazety”. Ponadto, sąd orzekł grzywnę w wysokości 1 tys. zł oraz nawiązkę na cel społeczny w wysokości 200 zł oraz obowiązek zwrotu kosztów procesu.

Redaktor po raz kolejny wniósł apelację. Dnia 21 marca 2003 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Pomimo braku skazania, skutkiem warunkowego umorzenia postępowania karnego było umieszczenie Długołęckiego w Krajowym Rejestrze Karnym. Umieszczenie w rejestrze wiąże się z kolei z ograniczeniami w dostępie do funkcji publicznych a także znacznie utrudnia wykonywanie zawodu dziennikarza.


Skarga do Strasburga


Dnia 11 lipca 2003 r. J. Długołęcki złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (dalej: ETPCz), powołując się na art. 10 Konwencji. Redaktor w skardze wskazał, że nie tylko sama odpowiedzialność karna budzi wątpliwości ale, że „ponad pięcioletnie oczekiwanie na niekorzystny wyrok stanowi pogwałcenie jego wolności słowa”.

Dotychczas ETPCz wielokrotnie wypowiadał się na temat odpowiedzialności karnej dziennikarzy za zniesławienie osób pełniących funkcje publiczne. W opisywanej sprawie ETPCz idzie jednak o krok dalej, oceniając wpływ samej potencjalnej możliwości skazania za słowa.

ETPCz uznał w przedmiotowej sprawie, że doszło do naruszenia art. 10 Konwencji Praw Człowieka. Przypomniał, że krytyka osób publicznych, w tym polityków, podlega szerszej ochronie i że powinna być powszechnie tolerowana (por pkt 35 wyroku). Ponadto, wszelkie ograniczenia w wolności słowa muszą być interpretowane zawężająco, ze względu na rolę tzw. „watchdog”, „chien de garde” czyli publicznego „stróża” jaką odgrywają media.

Na podstawie powyższych rozważań ETPCz stwierdził, iż wypowiedzi zawarte w publikacji J. Długołęckiego miały charakter oceny i dotyczyły bieżących kwestii polityki lokalnej, które mogły budzić społeczne zainteresowanie. ETPCz uznał, że twierdzenie dziennikarza było opinią, która mieściła się w granicach akceptowalnej krytyki, czego nie zbadały sądy krajowe. Podczas, gdy istnienie podawanego przez dziennikarza faktu może być zbadane, opinie nie podlegają ocenie (por pkt 39 i 43 wyroku). Słowa dziennikarza dotyczyły wyłącznie publicznej sfery działalności polityka i nie mały związku z jego życiem prywatnym. Słowa dziennikarza mieściły się w granicach akceptowalnej krytyki i nie były pozbawione podstaw. Dziennikarz bowiem, ze względu na charakter swojego zawodu, ma prawo do przesady i krytyki w swoich stwierdzeniach.

ETPCz podkreślił, że opinia wyrażona przez dziennikarza była zawarta w 8-stronicowym biuletynie informacyjnym zaadresowanym do mieszkańców gminy Kolbudy, w związku z powyższym grono jej odbiorców było zawężone.

Nie bez znaczenia miał fakt iż artykuł został wydany w dzień wyborów, podczas gdy debata polityczna jest najbardziej ożywiona, na co wskazywał ETPCz już we wcześniejszych wyrokach przeciwko Polsce[1]. W świetle powyższych rozważań ETPCz uznał, że motywy jakimi kierowały się sądy karne orzekające w sprawie, nie były odpowiednie i wystarczające aby uzasadnić tak dolegliwą ingerencję w wolność słowa.


Sankcje za zniesławienie


Trybunał zauważył, że w ramach swobody uznania państw członkowskich istnienie sankcji karnych za zniesławienie nie może być samo w sobie uznane za nieproporcjonalne do celu, jaki ma być osiągnięty (por pkt 47 wyroku). Niemniej jednak wszczęcie postępowania karnego w sprawach o zniesławienie rodzi możliwość zastosowania kary pozbawienia wolności, która może być uznana za dopuszczalną w świetle art. 10 Konwencji tylko w wyjątkowych przypadkach (np. przy nawoływaniu do przemocy, mowie nienawiści). Trybunał już we wcześniejszych orzeczeniach wskazywał[2], że nawet najłagodniejsza kara pozostaje sankcją karną i skutkuje m.in. wpisem do rejestru skazanych.

W sprawie J. Długołęckiego sądy krajowe zastosowały stosunkowo mało dotkliwe środki karne, istniała jednak potencjalna możliwość odwieszenia postępowania i nałożenia pełnej kary na dziennikarza. Ponadto, ETPCz zauważył poważną dotkliwość, jaką jest umieszczenie w rejestrze skazanych w momencie orzekania o winie sprawcy (pkt 45).

Trybunał wskazał, że pomimo iż dziennikarz nie został powstrzymany od wyrażenia swojej opinii, w momencie redagowania i publikacji informatora, to środki zastosowane wobec niego mogły zniechęcić redaktora od wyrażania opinii w przyszłości i zaprzestania wypowiadania się o sprawach publicznie ważnych[3].

Co w rzeczywistości nastąpiło, ponieważ J. Długołęcki zaprzestał aktywności obywatelskiej wyrażającej się poprzez działalność dziennikarską i dystrybucję informatora „Kolbudzkie ABC”. Trybunał odniósł się również do „mrożącego skutek”, na który tak często zwykł się powoływać[4]. Na podstawie powyższych rozważań ETPCz uznał iż Polska naruszyła art. 10 Konwencji i zasądził na rzecz 3 tys. euro zadośćuczynienia.


Zdanie odrębne


Zdanie odrębne do wyroku złożył sędzia brytyjski Nicolas Bratza, który podkreślił (odnosząc się w szczególności do pkt 47 wyroku), że dziennikarze nie powinni być poddani żadnej formie odpowiedzialności karnej w związku z dokonywaną przez nich krytyką osób publicznych oraz, że wyrok w tym zakresie nie idzie wystarczająco daleko. Sędzia wskazał, że możliwość nałożenia sankcji karnych na dziennikarzy jest środkiem odstraszającym ich od otwartego krytykowania polityków oraz innych publicznych postaci. To z kolei może wpływać na zmniejszenie się aktywności dziennikarzy w debacie publicznej i zbagatelizować ich rolę jako publicznych „stróżów”. Wszczęcie postępowania karnego w niniejszej sprawie, nawet jeżeli dokonano tego z prywatnego aktu oskarżenia, musi być uznane za nieproporcjonalne oraz godzące w wolność słowa.

ETPCz w sprawie zauważył istotny problem związany z wolnością mediów działających na szczeblu lokalnym. Sprawa jest ilustracją jak daleko posunięta może być odpowiedzialność za krytykę władz lokalnych i podejmowanie inicjatyw społecznych z nią związanych. Sprawa dotyczyła małego obywatelskiego wydawnictwa działającego na najniższym szczeblu lokalnym. W wyroku sędziowie wskazują jak duże zagrożenie sankcje karne wywierają, nie tylko na samego dziennikarza, ale na media regionalne, jako takie.

Przypadek J. Długołęckiego jest przykładem typowej praktyki władz samorządowych mającej na celu zduszenie lokalnych mediów, które wypowiadają się niepomyślnie o władzy samorządowej. Samorządność wymaga wolności wypowiedzi i komunikowania się. Jest to podstawowy kanon demokracji, dający obywatelowi pełną możliwość otrzymywania wszystkich informacji, które są niezbędne do podejmowania zbiorowych decyzji - szczególnie w procesach wyborczych. Bo przecież legitymizacja demokratycznego państwa oparta jest na swobodnych decyzjach obywateli podejmowanych we wszystkich sprawach wymagających zbiorowego działania. Wolność mediów lokalnych należy rozpatrywać w aspekcie rozwoju wszystkich mediów lokalnych, w tym dziennikarstwa obywatelskiego.

Zarówno w treści wyroku, a w szczególności w zdaniu odrębnym sędziego N. Bratza potępiona została wszelka odpowiedzialność karna dziennikarzy za zniesławienie. ETPCz zdaje się odpowiedać na aktualnie prowadzone przez Ministerstwo Sprawiedliwości prace nad nowelizacją kodeksu karnego, mającą na celu zniesienie odpowiedzialności karnej za zniesławienie za pomocą mediów, zniesienie odpowiedzialności za pomówienie prasowe oraz całkowitą eliminację pozbawienia wolności z katalogu kar[5]. W świetle niniejszego wyroku proponowana nowelizacja okazuje się niewystarczająca. Jak wskazuje wyrok naruszenie wolności słowa nie polega wyłącznie na możliwość nałożenia kary pozbawienia wolności lecz na możliwości wszczęcia postępowania karnego jako takiego, które potencjalnie rodzi możliwość nałożenia nawet łagodniejszych sankcji lub np. warunkowego umorzenia postępowania. Polski ustawodawca powinien pilniej wysłuchać Strasburga w celu szybkiego dostosowania prawa do europejskich standardów.


Dominika Bychawska


-------------------------------------------------------------

[1] Zob. m.in. wyrok z 6 kwietnia 2006 r., w sprawie Malisiewicz-Gąsior p. Polsce, skarga nr 43797/98, wyrok z dnia 9 stycznia 2007 r., w sprawie Kwiecień p. Polsce, skarga nr 51744/99, pkt. 48.

[2] Zob. wyrok z dnia 13 listopada 2003 r. w sprawie Scharsach and News Verlagsgesellschaft p. Austrii, nr 39394/98, pkt 32.

[3] Zob. wyrok z dnia 25 kwietnia 2006 r. w sprawie Stoll p. Szwajcarii, nr 69698/01, pkt 58.

[4] Zob. np. wyrok z dnia 8 lipca 1986 r., w sprawie Lingens p. Austrii, skarga nr 9815/82.

[5] Projekt ustawy o zmianie ustawy - Kodeks karny, Kodeks postępowania karnego, Kodeks karny wykonawczy, Kodeks karny skarbowy oraz niektórych innych ustaw zaproponowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości został skierowany do sejmu dnia 24 listopada 2008 r., dnia 17 grudnia 2008 r. odbyło się pierwsze czytanie, projekt nie został jeszcze uchwalony (druk sejmowy 1394).