Omawiany wyrok stanowi kolejny przykład wprowadzania w życie modelu rozwiązywania sporów o naruszenie czci przez dziennikarzy, zaproponowanego przez Sąd Najwyższy w przełomowej uchwale z 18 lutego 2005, III CZP 53/04. Sąd nie koncentrował się więc na szczegółowym ustalaniu prawdziwości opublikowanych informacji, tylko na badaniu zachowań dziennikarzy. W tym przypadku były one oczywiście naganne.
Bezspornym faktem było, że na konto fundacji, której założycielem był powód, wpłynęła znaczna kwota od osoby oskarżonej o poważne oszusta. Sporne było tylko to, czy powód w momencie wpłaty, czyli zanim sprawa została nagłośniona medialnie, wiedział o przestępczej działalności darczyńcy i czy wiedział o samej darowiźnie. Ustalenie faktów odnoszących się do stanu świadomości człowieka stanowi jeden z najtrudniejszych "dowodów prawdy". Sąd dał wiarę świadkom powoda, którzy twierdzili, że nie był on informowany o wpłatach na rzecz fundacji. Odmówił natomiast przesłuchania świadka wskazanego przez pozwanego - owego darczyńcy. Wyraził przekonanie, że nie wniosłyby do sprawy nic istotnego. Tym samym dał podstawy do twierdzenia, że w konkretnych, niespornych okolicznościach posłużenie się przez gazetę sensacyjnym tytułem, sugerującym, że to powód osobiście "wziął kasę od oszusta" nie ma żadnego usprawiedliwienia.
Tabloid postawił poważny, zniesławiający powoda zarzut, nie znajdujący dostatecznego udokumentowania w faktach. Potraktować to należy jako naruszenie przez pozwanego zasady staranności i rzetelności dziennikarskiej (wymaganej przez art. 12 ust.1 pkt 1 prawa prasowego). W danym przypadku niestaranność wiązała się z rezygnacją z dotarcia do pełnej informacji, a w szczególności, z zapoznania się z argumentami powoda i dokumentacją przedstawioną na zorganizowanej przez niego konferencji prasowej. Za szczególnie naganną uznał sąd kolejną publikację atakująca powoda i poniżająca go w momencie, gdy możliwe było wyjaśnienie przez dziennikarzy stanu faktycznego i rozpowszechnienie wyważonej relacji o tym wydarzeniu.
Nierzetelność polegała natomiast na świadomym manipulowaniu informacją i takim sformułowaniu tytułu, by wywołać efekt sensacji, wprowadzić w błąd przeciętnego czytelnika gazety i zniszczyć reputację powoda. Wolność słowa i prawo do informacji usprawiedliwiają stawianie osobom publicznym, a szczególnie pełniącym ważne funkcje w życiu społecznym, trudnych pytań i zarzutów, o ile tylko opierają się one na prawdziwych faktach.
Casus ten znakomicie ilustruje podstawowe naruszenia obowiązków dziennikarskich przez tabloidy: niestaranne zbieranie informacji, unikanie kontaktowania się z osobą, której postawiony ma być zarzut, lekceważenie i obrażanie bohaterów tekstów, a przede wszystkim używanie sensacyjnych, mylących tytułów.
Już kolejny raz Sąd Najwyższy nie zaakceptował tabloidowej konwencji posługiwania się tytułami zawierającymi łatwo wpadające w ucho insynuacje. Podobne orzeczenia zapadły w sprawach – „Uwił sobie gniazdko” wyrok SN z 4 grudnia 2005 I CK 204/05; „Minister wziął” wyrok SN z 20 lutego 2004 , I CK 339/03. Nawet wtedy, gdy w sygnalizowanym na okładce artykule, opublikowanym wewnątrz numeru, są precyzyjniejsze informacje, nie stanowi to dostatecznego wytłumaczenia, które by usuwało bezprawność naruszania dobrego imienia szkalującym nagłówkiem. Wiele osób poprzestaje na zapoznaniu się z tytułami i na ich podstawie formułuje swe opinie. Prasa sensacyjna korzysta z wolności wypowiedzi chronionej konstytucyjnie (art. 54 konstytucji) i dlatego generalnie tolerowana jest jej specyficzna stylistyka. Uproszczenia i "skróty myślowe" nie znajdują jednak usprawiedliwienia, gdy deformują rzeczywistość w sposób prowadzący do naruszania prawa do czci, czy prywatności innych osób.
Art.24 § 1 kc przyznaje uprawnionemu prawo żądania dopełnienia czynności potrzebnych dla usunięcia skutków naruszenia czci. Gdy naruszenie polegało na rozpowszechnieniu zniesławiającej informacji na okładce - logiczne jest nakazanie opublikowania przeprosin również w tym miejscu, odpowiednio dużą czcionką. Chodzi o to, by dotarło ono do podobnej publiczności. Warto jednak zauważyć, że w przypadkach głośnych procesów, - jak komentowany - wytoczony przez byłego premiera Polski, odpowiednie nagłośnienie wyroku przez wszystkie media jest zapewnione niejako z natury rzeczy. Obligowanie pozwanego do przepraszania pełni tu nie tylko funkcję wyjaśnienia (usunięcia skutków naruszenia), ale przede wszystkim przyznania się do winy. To bardzo odczuwalna sankcja dla dziennikarza. Podważone zostają jego kwalifikacje, a przede wszystkim uczciwość. Dostarcza ona natomiast satysfakcji pokrzywdzonemu i w ten sposób kompensuje jego uszczerbek niemajątkowy.
Wobec tego pojawia się pytanie, czy konieczne było uzupełnianie kompensacji i zwiększanie represji poprzez zasądzenie dodatkowo zadośćuczynienia w wysokości 50 tysięcy zł na wskazaną przez powoda organizację społeczną? Sąd podkreślił, że zadecydowała o tym wina umyślna pozwanego oraz komercyjny cel naruszenia. To trafne rozstrzygnięcie.
Brukowa prasa zdobywa czytelników dzięki wulgaryzacji problemów, agresywnemu i niewybrednemu językowi. To dochodowa działalność, również dla jej redaktora naczelnego, dlatego zasądzona wysokość zadośćuczynienia została uznana za odpowiednią. Dzięki temu służyć będzie prewencji.
Powyższe uwagi ilustrują trudności związane z jasnym określeniem funkcji poszczególnych roszczeń ochronnych znajdujących zastosowanie w przy naruszeniach praw osobistych. W każdym konkretnym przypadku ocena ta wyglądać może inaczej.
Gdyby pozwany nie opublikował przepraszającego oświadczenia - powód może to zrobić sam, na koszt pozwanego. Wynika to z uchwały Sądu Najwyższego z 28 czerwca 2006, III CZP 23/06, która zaliczyła wykonanie takiego wyroku sądowego do czynności zastępowalnych (art. 1049 kpc).
dr Teresa Grzeszak