W dniu 2 czerwca 2015 roku (K 1/13) Trybunał Konstytucyjny, w sprawie z wniosku Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, wydał przełomowy z punktu widzenia prawa pracy wyrok, dotyczący dopuszczalności tworzenia i wstępowania do związków zawodowych „wszystkich bez wyjątku osób wykonujących pracę zarobkową”.
Trybunał orzekł, że przepis art. 2 ust. 1 ustawy o związkach zawodowych, zgodnie z którym prawo tworzenia i wstępowania do związków zawodowych mają jedynie pracownicy (bez względu na podstawę stosunku pracy) członkowie rolniczych spółdzielni produkcyjnych oraz osoby wykonujące pracę na podstawie umowy agencyjnej, jeśli same nie są pracodawcami, jest niezgodny z art. 59 ust. 1 w zw. z art. 12 Konstytucji RP w zakresie, w jakim ogranicza wolność tworzenia i wstępowania do związków zawodowych „osobom wykonującym pracę zarobkową niewymienionym w tym przepisie”.
Wyrok został przyjęty przychylnie przez ekspertów do spraw rynku pracy oraz przedstawicieli związków zawodowych. Istotnie, praktyka codziennego życia gospodarczego wielu zakładów pracy wskazuje na brak obiektywnego uzasadnienia dla różnicowania ochrony udzielanej klasycznym „pracownikom”, do których zastosowanie znajduje Kodeks Pracy, oraz ogromnej rzeszy osób pracujących na podstawie umów zlecenia lub o dzieło.
Dlaczego, na przykład, salowa zatrudniona na podstawie umowy o pracę cieszyć się może większą ochroną niż jej koleżanka, wykonująca w tym samym miejscu, w tym samym czasie i w takich samych warunkach umowę zlecenia? Dlaczego, pomimo tego samego wysiłku i zaangażowania, jedna będzie mogła liczyć w przyszłości na ochronę emerytalną zapewnianą przez ZUS, a druga zdana będzie na poczynione przez siebie oszczędności i hojność rodziny? Dlaczego jedna dochodzić może swoich praw przed opiekuńczym sądem pracy, a druga podlegać musi znacznie surowszej, bardziej sformalizowanej procedurze cywilnej? Coraz większy społeczny opór wobec tzw. „śmieciówek” powoli utorował sobie drogę do świadomości ustawodawcy.
Niewątpliwym krokiem naprzód było już pełne „ozusowanie” umów cywilnoprawnych mocą październikowej ustawy o zmianie ustawy systemie ubezpieczeń społecznych, wtorkowy wyrok Trybunału ma jednak jeszcze poważniejsze znaczenie. Trzeba bowiem przypomnieć, że w nauce prawa tradycyjnie podtrzymywany był dotąd podział na prawo pracy i prawo cywilne, to ostatnie mające zastosowanie do stosunków pracowniczych jedynie odpowiednio, to jest o ile nie wchodziłoby w kolizję z zasadami prawa pracy, do których należy m.in. zasada uprzywilejowania pracownika.
Prawo cywilne opiera się na fundamencie, jakim jest założenie równości obu stron stosunków cywilnoprawnych, ich pełnej świadomości co do podejmowanych przez siebie działań, pełnej za te działania odpowiedzialności. Umowy zlecenia i umowy o dzieło to klasyczne instytucje prawa cywilnego; można zaryzykować stwierdzenie, że włączenie ich, choćby w sposób pośredni, w domenę prawa pracy, stanowi poważną zmianę u samych fundamentów polskiego systemu prawnego, niekoniecznie najszczęśliwszą, choć być może stanowiącą jedyną możliwą odpowiedź na aktualne problemy rynku pracy.
Prawo pracy składa się z dwóch głównych dziedzin: jest to indywidualne i zbiorowe prawo pracy. Zbiorowe prawo pracy dotyczy właśnie relacji między pracodawcą a przedstawicielami świata pracowników, związkami zawodowymi. Związki zawodowe reprezentują zbiorowe prawa i obowiązki „pracowników”, co w praktyce oznacza, że ich istnienie zapewnia minimum komunikacji między osobami zatrudnionymi a pracodawcą. W celu zagwarantowania, by komunikacja ta przebiegała w miarę „symetrycznie”, ustawodawca zagwarantował związkom szereg przywilejów – w tym prawo wejścia w spór zbiorowy, którego zwieńczeniem jest prawo do strajku. Od dobrej woli i odpowiedzialności związkowców zależy, czy wykorzystują oni przyznane ustawowo narzędzia nacisku w sposób niezagrażający bytowi zakładu pracy, czy też traktują zakład całkowicie instrumentalnie.
Tradycyjne prerogatywy związków zawodowych w zakresie indywidualnych stosunków pracy dotyczą prawa do wyrażania opinii wobec zamiaru zwolnienia konkretnego pracownika (art. 38 KP), w pewnych przypadkach prawa do wyrażania zgody na zwolnienie (np. w razie planów zwolnienia działaczy związkowych). Związki mają także wpływ na treść zakładowego prawa pracy: konsultują regulaminy pracy, regulaminy wynagradzania, mają poważny wpływ na zasady prowadzenia zwolnień grupowych, są sygnatariuszami porozumień płacowych, układów zbiorowych pracy. Dotychczas wszystkie te kompetencje dotyczyły wyłącznie sytuacji pracowników – osób, których sytuacja prawna regulowana jest przepisami Kodeksu Pracy.
Jak jednak je interpretować w świetle ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, dającego prawo tworzenia i wstępowania do związków zawodowych „wszystkim osobom wykonującym pracę zarobkową”? Z całą pewnością konieczne będzie ponowne odczytanie kompetencji związków zawodowych i podjęcie choćby próby uściślenia, gdzie właściwie przebiegać będzie od teraz granica między tradycyjnym pojęciem „pracownika” a szeroką grupą „pozostałych osób wykonujących pracę zarobkową”. Czy, na przykład, osoby inne, niż pracownicy, powinny być od teraz objęte prawem wewnątrzzakładowym – czy powinny odnosić się do nich regulaminy, porozumienia, układy zbiorowe pracy? Czy zleceniobiorców, będącym działaczami, należy objąć ochroną przed „zwolnieniem” analogiczną do ochrony pracowniczej? Powstają również bardziej teoretyczne pytania: czy prawo do tworzenia i wstępowania do związków zawodowych przysługiwać będzie również tzw. „samozatrudnionym” – czyli jednoosobowym przedsiębiorcom, otrzymującym stałe „zlecenia” od właścicieli większego, lepiej prosperującego biznesu? Czy w związku z tym dalszym krokiem powinno być ponowne zdefiniowanie istoty przedsiębiorczości, tradycyjnie pojmowanej jako taka forma działalności zarobkowej, która zakłada większą, niż w przypadku „tradycyjnie zatrudnionych” samodzielność i przynajmniej prawo do podejmowania ryzyka na własną rękę. Jaki wpływ tego rodzaju zmiany mogłyby mieć na rentowność przedsiębiorstw, na ich zdolność do konkurowania na przykład z gospodarką chińską, która obywa się bez jakiegokolwiek prawa pracy?
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego wywołać musi więc lawinę zmian legislacyjnych i zmianę wielu dotychczas utrwalonych linii orzeczniczych. Odbędzie się to, niestety, kosztem znacznego zmniejszenia wartości, jaką jest „pewność prawa”, mierzona m.in. spójnością prawnych definicji oraz jednolitością sądowych orzeczeń. Wyrok taki można porównać, nie bez przesady, do fali tsunami: musi minąć kolejnych kilka lat zanim jego skutki da się ostatecznie podsumować i ocenić w kategoriach pozytywów lub negatywów.
Nie ulega wątpliwości, że rozpowszechnienie umów śmieciowych stanowiło wyraz patologizacji życia gospodarczego w Polsce. Tradycyjne sposoby zwalczania fikcji prawnej, jaką bardzo często stanowiły umowy „o dzieło”, „zlecenia”, oraz „samozatrudnienie” - czyli powództwa o ustalenie istnienia stosunków pracy – najwyraźniej nie były w stanie wypełnić społecznej luki, jaka powstała na skutek erozji rynku pracy w Polsce, spowodowanej niechęcią pracodawców do zatrudniania na podstawie umów o pracę. Z drugiej strony nie można zapominać, że ramy prawne tego rynku powstały w systemie gospodarki centralnie planowanej, pozbawionej konkurencyjności, innowacyjności, jednej z najsłabszych gospodarek światowych wśród państw rozwiniętych. Transformacja ustrojowa pociągnęła za sobą ogromne koszty społeczne, wśród których powszechne próby obchodzenia prawa pracy nie należą do najcięższych, choć bez wątpienia do najczęściej spotykanych. Obecne kroki ustawodawcy i Trybunału Konstytucyjnego można odczytywać jako chęć zadośćuczynienia tym kosztom; trudno jednak na razie ocenić, czy wybrana forma zadośćuczynienia najlepiej odpowiada duchowi czasu.
r. pr. Anna Lazari, członkini Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego