Dominika Bychawska-Siniarska, Dorota Głowacka
5 lipca 2011 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka ogłosił wyrok w sprawie Wizerkaniuk przeciwko Polsce1) , w którym jednogłośnie uznał obowiązek uzyskania przez dziennikarza autoryzacji oraz odpowiedzialność karną związaną z jego niewypełnieniem za naruszenie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, tj. prawa do wolności słowa. W wydanym orzeczeniu Trybunał wskazał istotne argumenty, które powinny zostać rozważone w kontekście rewizji obowiązującej w prawie prasowym regulacji prawnej dotyczącej autoryzacji wypowiedzi. Jest to kolejny przykład, w którym orzecznictwo Polskiego Trybunału Konstytucyjnego znacząco różni się od orzecznictwa ETPCz. W tej samej sprawie dwa Trybunału przyjęły zupełnie inne podejście.
Stan Faktyczny
Wobec Jerzego Wizerkaniuka, redaktora naczelnego „Gazety Kościańskiej” zostało wszczęte postępowanie z art. 49 prawa prasowego w zw. z art. 14 pr. pras., ze względu na brak autoryzacji wypowiedzi prasowej. Redaktor opublikował wywiad z posłem na Sejm RP, opatrzony jego zdjęciem, bez jego wyraźnej i jednoznacznej zgody. Postępowanie w sprawie przeciwko skarżącemu zostało warunkowo umorzone na rok oraz został on zobowiązany do zapłaty kwoty l 000 zł na wskazany przez sąd cel społeczny. J. Wizerkaniuk złożył skargę do Trybunału Konstytucyjnego, który w wyroku z dnia 29 września 2008 r. 2). uznał obowiązującą instytucję autoryzacji oraz wiążące się z nią sankcje karne za zgodne z Konstytucją Rzeczpospolitej Polskiej W 2005 r. Wizerkaniuk skierował także skargę do ETPCz.
Orzeczenie TK
W skardze do TK redaktor wskazywał, że instytucja autoryzacji godzi w wolność słowa wypowiedzi cytowanych dosłownie, nie wskazując wartości, która miałaby być chroniona. Ponadto, instytucja ta ma na celu ochronę osób (w szczególności polityków), które mają znaczną świadomość odpowiedzialności za słowo. Autoryzacja może służyć wywieraniu nacisków na redaktorów przez osoby będące źródłem informacji. Tym samym instytucja autoryzacji jest niezgodna z art. 14 (wolność prasy i innych środków społecznego przekazu), z art. 54 (wolność wyrażania swoich poglądów) oraz art. 31 ust. 3 Konstytucji RP (zawierający katalog ograniczeń w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw). Argumentacja przedstawiona przez redaktora Wizerkaniuka została podzielona również przez Rzecznika Praw Obywatelskich, Prokuratora Generalnego oraz Marszałka Sejmu, którzy wypowiadali się w sprawie.
W wyroku z 29 września 2008 r. TK uznał, że instytucja autoryzacji oraz wiążące się z nią sankcje karne są zgodne z Konstytucją RP. W orzeczeniu TK podkreślił, że wolność słowa jest fundamentem społeczeństwa demokratycznego. Art. 14 Konstytucji RP nakłada na państwo negatywny obowiązek – powstrzymania się od ingerencji w działalność prasową oraz inne środki masowego przekazu. Zakaz ten, jak wskazał w uzasadnieniu TK, nie odnosi się jednak do możliwości prawnego oddziaływania przez państwo na prasę w celu zapewnienia realizacji konstytucyjnych wolności i praw3).
Trybunał przypomniał ponadto, że art. 54 Konstytucji RP nie jest prawem absolutnym oraz, że podlega możliwości ograniczenia ze względu na ochronę dóbr osobistych informatorów, które często naruszone nie mogą być naprawione lub naprawa wyrządzonej krzywdy jest utrudniona. Ingerencja w wolność słowa poprzez nałożenie obowiązku autoryzacji wypowiedzi nie jest ingerencją prowadzącą według TK do naruszenia istoty wolności słowa, ponieważ dziennikarz posiada możliwość przedstawienia poglądów w sposób opisowy. Autoryzacja w obecnym kształcie stanowi gwarancję dla czytelnika, że informacja, jaka do niego dotrze będzie rzetelna i sprawdzona, co z kolei wiąże się z etyką zawodu dziennikarza. TK w wyroku odniósł się do orzeczonej sankcji karnej wskazując, że jest ona proporcjonalna do celu jakim jest ochrona dóbr osobistych i ochrona osoby będącej źródłem informacji. Zagrożenie sankcją karną ma charakter prewencyjny, który ma powstrzymywać od naruszenia godności, prywatności rozmówcy. TK wskazał w uzasadnieniu, że w wyniku opublikowania tekstu bez autoryzacji zostało w ostatnich latach wszczęte tylko jedno postępowanie karne wobec dziennikarza, co przeczy zarzutom o nadużywaniu instytucji autoryzacji.
Wyrok TK został skrytykowany przez część doktryny. Wiele argumentów przemawiających za uznaniem art. 14 ust. 1 i 2 oraz art. 49 prawa prasowego zostało zawartych w zdaniu odrębnym do wyroku prof. Andrzeja Rzeplińskiego, a następnie powielonych przez krytyków wyroku. Pierwszym z zarzutów stawianych autoryzacji jest jej „przestarzały” charakter. Znalazł się on bowiem w ustawie z 1984r. powstałej jeszcze w minionym okresie. Za wprowadzeniem takiej instytucji nie przemawiał żaden konkretny interes czy dobro, które musiałoby podlegać prawnej ochronie. Profesor A. Rzepliński zasugerował, że instytucja autoryzacji została wprowadzona po to, aby chronić informacje podawane przez przedstawicieli prasy i funkcjonariuszy państwowych lub partyjnych. Ponadto wskazuje na unikatowość instytucji autoryzacji zarówno w skali czasowej i światowej. Tak sformułowana instytucja nie istniała bowiem w akcie poprzedzającym obecne prawo prasowe, tj. w dekrecie Prezydenta RP z 21 listopada 1984r. Ponadto w kształcie funkcjonującym obecnie w Polsce instytucja ta jest unikatowa w Europie i na świecie4) .
Obowiązek autoryzowania wypowiedzi jest niezależny od tego, kto takiej wypowiedzi udzielił, osoba publiczna czy prywatna. Politycy, funkcjonariusze oraz osoby pełniące funkcje publiczne powinny ponosić odpowiedzialność za swoje słowa, dysponują oni bowiem szerszą wiedzą i praktyką w udzielaniu publicznych komentarzy i wypowiedzi.
W zdaniu odrębnym prof. A. Rzepliński odniósł się również do niejasnej konstrukcji „interesu publicznego”. Wskazał on, że jeżeli interesem publicznym w przypadku autoryzacji byłoby prawo obywatela do „prawdziwej informacji” to na dziennikarzy zostałby nałożony praktycznie niemożliwy do spełnienia obowiązek. Dziennikarze nie są bowiem zobowiązani, w odróżnieniu od organów władzy publicznej do głoszenia prawdy. Są oni zobowiązani do rzetelnego poszukiwania i rozpowszechniania informacji, poglądów i idei. Konstytucyjne zobowiązanie dziennikarza do podawania wyłącznie prawdziwych informacji doprowadziłoby do znacznego ograniczenia publikacji5) .
Autoryzacja wymagana jest w stosunku do różnego rodzaju tekstów. Art. 14 prawa prasowego nie zawiera rozróżnienia pomiędzy długimi wywiadami a krótkimi wypowiedziami prasowymi. Wydaje się, że ze względu na rzetelność dziennikarską autoryzacja miałaby szczególne znaczenie w stosunku do tekstów specjalistycznych, z konkretnej dziedziny nauki, gdzie dziennikarz, nie będący specjalistą w danej materii, przytacza obce mu myśli i poglądy.
Instytucji autoryzacji zarzuca się również jej dyskryminacyjny charakter wskazując, że narzuca ona ten sam rygor odpowiedzialności na prasę pisaną, co na telewizje czy radio 6). Tymczasem zarówno forma przekazu w obu tych przypadkach jest inna, podobnie jak i szybkość przekazu. O ile ingerencja w wypowiedź dokonaną w radio czy telewizji jest praktycznie niemożliwa, o tyle w prasie pisanej może ona doprowadzić do zablokowania publikacji tekstu. Standardy w stosunku do członków tego samego zawodu są więc zupełnie odmienne. Ponadto ten sam dziennikarz prowadzący wywiad na żywo w radio nie będzie podlegał reżimowi autoryzacji, a prowadząc rozmowę z tą samą osobą do prasy, będzie musiał spełnić wymagania z art. 14 prawa prasowego. Dochodzi więc do nierównego traktowania osób znajdujących się w praktycznie identycznej sytuacji.
Niektóre głosy krytyki wskazują również na nielogiczne rozróżnienie pomiędzy cytowaniem bezpośrednim a opisowym przytaczaniem wypowiedzi rozmówcy7). W cytowaniu bezpośrednim autor tekstu powinien się bowiem skupić na literalnym przytoczeniu tekstu, gdzie możliwość jego zniekształcenia jest stosunkowo mała. Z kolei w tekście opisującym wypowiedź może z łatwością dochodzić do zniekształcenia poglądów i wypowiedzi źródła informacji. W takiej sytuacji konsultacja pomiędzy autorem a źródłem tekstu wydaje się być elementem nieodzownym. Czy obowiązek taki musi jednak być na dziennikarzy narzucony przez normy prawne? Krytycy orzeczenia TK wskazują, że autoryzacja wywiadów jest elementem ich warsztatu oraz gwarancją rzetelności8). Autoryzacja powinna być przekazywana młodym dziennikarzom jako element ich wykształcenia. Głosy krytykujące instytucję autoryzacji w sposób bezwzględny są stosunkowo rzadkie. Pozytywne aspekty autoryzacji wypowiedzi prasowej narzucają się same, m. in. ochrona źródła informacji, jego wizerunku i dobrego imienia9). Niemniej jednak obecny kształt instytucji powinien ewoluować, aby dostosować się do obowiązujących standardów z zakresu wolności słowa.
Orzeczenie ETPCz
ETPCz przyjął zupełnie inny punkt widzenia niż TK. Jego rozumowanie zbieżne jest bowiem ze zdaniem odrębnym sędziego A. Rzeplińskiego. Trybunał, orzekając naruszenie prawa do wolności słowa, zasądził na rzecz skarżącego łącznie ponad 8 tys. EURO tytułem odszkodowania, zadośćuczynienia i zwrotu kosztów postępowania. W uzasadnieniu wyroku, ETPCz nie poprzestał na krytyce rozstrzygnięć sądów krajowych, w tym Trybunału Konstytucyjnego, ale dokonał również krytycznej analizy polskich regulacji prawa prasowego, które stały się podstawą wymierzonej dziennikarzowi sankcji (art. 49 oraz art. 14 pr. pras.).
ETPCz podkreślił, że polskie sądy nie uwzględniły dwóch kluczowych czynników dla właściwej oceny rozpatrywanej sprawy. Po pierwsze, sądy krajowe w ogóle nie odniosły się do treści opublikowanego wywiadu oraz nie badały, czy ostateczny tekst rzeczywiście przeinaczał oryginalne wypowiedzi polityka, przedstawiał je w fałszywym lub zmanipulowanym kontekście, a także: czy publikacje faktycznie naruszyła dobre imię polityka. Skłoniło to ETPCz do poddania w wątpliwość, czy tego rodzaju ingerencja w wolność słowa była w istocie dokonana dla „ochrony praw innych osób”, tj. dla realizacji jednego z uzasadnionych celów wymienionych w art. 10 ust. 2 EKPC.
Po drugie, polskie sądy nie wzięły pod uwagę statusu interlokutora dziennikarza jako osoby publicznej (rozmówca Wizerkaniuka był czynnym politykiem, posłem na Sejm RP). Tymczasem funkcjonariusze publiczni, czy osoby prowadzące działalność publiczną znajdują się w szczególnej sytuacji, ponieważ ciąży na nich wymóg udzielania informacji. Oczekuje się od nich również, iż będę przygotowane na to, że ich działania mogą być przedmiotem szczególnego zainteresowania społeczeństwa. “Brak zróżnicowania w podejściu do osób publicznych i prywatnych w sprawie z zakresu wolności słowa w praktyce polskich sądów jest niezgodny z utrwaloną perspektywą Trybunału, który konsekwentnie akcentuje, że granice ochrony przed krytyką osób publicznych są znacznie węższe niż w przypadku innych obywateli” – podkreślił ETPCz w uzasadnieniu orzeczenia (par. 79). Trybunał zaznaczył też, że w imię jakości debaty publicznej, osoby publiczne powinny brać odpowiedzialność za słowa i nie manipulować swoimi wypowiedziami post factum, tym bardziej, gdy świadomie, swobodnie i bezpośrednio udzielają informacji mediom (par. 75).
Trybunał podkreślił, że wymóg autoryzacji stanowi łatwe narzędzie umożliwiające zablokowanie publikacji jakiejkolwiek wypowiedzi, którą, z upływem czasu, interlokutorzy uznają za kłopotliwą, czy niewygodną. Obowiązujące przepisy nie wymagają bowiem podania uzasadniania dla odmowy autoryzacji, nie określają także ram czasowych na jej dokonanie, przez co osoby udzielające np. wywiadu - mogą swobodnie odwlekać jego publikację. Tymczasem ETPCz wielokrotnie podkreślał, że funkcjonowanie w systemie prawnych wszelkich tzw. „uprzednich ograniczeń” (prior restraints) warunkujących rozpowszechnianie wypowiedzi prasowej, musi być obwarowane precyzyjnymi gwarancjami chroniącymi przed arbitralnym nadużywaniem danego uprawnienia. Trybunał zaznaczył, że konsekwencje istnienia uprzednich ograniczeń dla publikacji, do których zalicza się obowiązek uzyskania autoryzacji, mogą być szczególnie dotkliwe, gdy materiał prasowy dotyczy aktualnych zjawisk i problemów społecznych. Taki materiał jest według Trybunału zanikającym dobrem (perishable commodity), którego wartość maleje wraz z upływem czasu. W świetle tych argumentów, obowiązek autoryzacji w nieuzasadniony sposób spowalnia przepływ informacji między dziennikarzami a społeczeństwem, a także nakłada nieproporcjonalny ciężar na dziennikarzy i redakcje (par. 81).
Wreszcie, ETPCz podważył zasadność zastosowania wobec J. Wizerkaniuka sankcji karnych, które grożą za niewywiązanie się z obowiązku autoryzowania wypowiedzi. Artykuł 49 pr. pras. umożliwia w takiej sytuacji wszczęcie wobec dziennikarza postępowania karnego oraz wymierzenia wobec niego kary grzywny lub kary ograniczenia wolności. Trybunał uznał, że poniesienie przez dziennikarza odpowiedzialności karnej było nieproporcjonalne, a ponadto, w toku procesu nie wykazano braku efektywności innych dostępnych, ale mniej dotkliwych środków prawnych (stosowanych np. w ramach procesu cywilnego). Omawiany wyrok wpisuje się w utrwalony już kierunek orzecznictwa ETPCz, który wielokrotnie podkreślał, że możliwość orzekania sankcji karnych w związku z nadużyciem wolności słowa, aby dała się pogodzić z art. 10 EKPC, musi być ograniczona do sytuacji ekstremalnych, wyjątkowych, tj. np. wypowiedzi nawołujących do nienawiści czy podżegających do przemocy (zob. np. Raichinov przeciwko Bułgarii10) , a także Cumpana i Mazare przeciwko Rumunii )11).
Trybunał podkreślił zatem, że w pełni podziela pogląd wyrażony w zdaniu odrębnym sędziego Rzeplińskiego do wyroku TK, że obowiązujące przepisy dotyczące autoryzacji mogą wywierać tzw. efekt mrożący (chilling effect) dla wolności słowa. Ryzyko odmowy lub przewlekania udzielenia autoryzacji oraz manipulowania wypowiedzianymi słowami, a także groźba poniesienia odpowiedzialności karnej za brak autoryzacji, mogą prowadzić to tego, że dziennikarz „aby uzyskać wywiad (...), będzie się samocenzurował, unikał zadawania niewygodnych, dociekliwych pytań, byleby zaliczyć dla swojej gazety wywiad z osobą publiczną” (par. 83).
Nie po raz pierwszy ETPCz przyjmuje znacznie szerszy zakres ochrony wolności słowa w stosunku do Polskiego TK. Wcześniejszym przykładem odmiennego podejścia są sprawy z art. 212 k.k. TK w wyroku z dnia 12 maja 2008 r. (sprawa SK 43/2005) uznał instytucje zniesławienia za zgodną z gwarancjami wolności słowa, wskazując przy tym zakres wyłączenia odpowiedzialności dziennikarza, który działa zawsze w interesie publicznym. Inne podejście przyjmuje ETPCz, który regularnie skazuje Polskę za naruszenie art. 10 Konwencji w związku ze skazaniem z art. 212 k.k. (np. sprawa Długołęcki p. Polsce, skarga 23806/03). Kolejnym przykładem może być instytucja sprostowania prasowego, co do której TK wypowiedział się w grudniu 2010 r. uznając jej sprzeczność z gwarancjami precyzji prawa, nie odnosząc się do gwarancji wolności słowa (K 41/07). Dwie sprawy, w których skazano redaktora naczelnego za odmowę opublikowania sprostowania zostały już przez ETPCz zakomunikowane rządowi (sprawa Kaperzyński p. Polsce, skarga 43206/07 oraz sprawa Sroka p. Polsce, skarga 42801/07) i niedługo możemy spodziewać się wyroków. Kontynuując tą linię orzeczniczą spodziewać się można, że ETPCz znacznie zmodyfikuje sposób stosowania Prawa prasowego w praktyce, wymuszając dodatkowe gwarancje stosowania podstawowych instytucji.
Autoryzacja musi zniknąć – komentarz do wyroku dr. I. C. Kamińskiego*
Byłem pewien, że właśnie taka będzie konkluzja werdyktu, wpisująca się w naturalny sposób w dotychczasowe strasburskie orzecznictwo: szczególna ochrona wypowiedzi dziennikarskiej, wywiad z politykiem, sankcja karna.
Aby pozostawać w zgodzie z Konwencją, ograniczenie swobody wypowiedzi musi być równocześnie przewidziane przez prawo (legalność), chronić co najmniej jedno z dóbr (interesów) wyraźnie wskazanych w art. 10 (celowość) i być konieczne w demokratycznym społeczeństwie. Trybunał oznajmia w wyroku Wizerkaniuk, że ma wątpliwości już co do celowości ingerencji (par. 63). To bardzo rzadki przypadek, gdy na wstępnym, rudymentarnym poziomie związanym z „jakością prawa” identyfikowana jest wada krajowego ustawodawstwa. Ale Trybunał zgodnie ze swoją zwyczajową metodologią tego wątku nie rozwija, koncentrując się na braku konieczności.
Strasburski Trybunał wybrał mocny wariant krytyki (choć dwaj sędziowie: Lech Garlicki i Liljana Milović preferowali w zdaniu równoległym „słabsze podejście”). Trybunał wskazuje na rodowód przepisu o autoryzacji: znalazł się on w prawie prasowym z 1984 r, uchwalonym w czasach komunistycznego PRL-u. Ta regulacja, pomimo licznych (12!) nowelizacji została jednak utrzymana. Trybunał nie ukrywa, że takiej decyzji nie rozumie, bo przepisów o autoryzacji „nie daje się pogodzić z celami demokratycznego społeczeństwa i ze znaczeniem swobody wypowiedzi w kontekście takiego społeczeństwa” (par. 84 wyroku). W innym miejscu wyroku „paradoksalnym” nazwano rozwiązanie, które polega na ustanowieniu sankcji karnych, gdy dziennikarz wiernie przytacza słowa swojego interlokutora, ale czyni to bez autoryzacji, a równocześnie prawo dozwala na omówienie tych słów, co w oczywisty sposób musi prowadzić do odejścia od wiernego przekazu (par. 86). Czyli im dokładniej chce się przekazać wypowiedź innej osoby, tym gorzej dla dziennikarza.
Nie wydaje mi się możliwe takie zmodyfikowanie przepisów o autoryzacji, które czyniłyby je zgodnymi z Konwencją. Autoryzacja musi zniknąć z polskiego prawa, bo w przeciwnym wypadku czekają nas kolejne przegrane w Strasburgu. Ochronę praw osoby wypowiadającej się zapewnią natomiast w należyty sposób przepisy o sprostowaniu lub odpowiedzi. Ale tym razem już na podstawie zrozumiałej reguły: środek prawny przysługiwałby jednostce wtedy, gdy udzielona przez nią wypowiedź ulegałaby zniekształceniu. Problemem jest przecież odejście od wypowiedzi, a nie jej dokładne przytoczenie.
I na koniec pewna osobista refleksja. Nie zgadzając się z instytucją autoryzacji, zawsze gdy wypowiadałem się dla mediów, gromko oznajmiałem w ramach osobistej, lecz obywatelskiej kontestacji: nie chcę autoryzacji. I wielokrotnie po takim dictum dziennikarze kontaktowali się ze mną, by doprecyzować moją wypowiedź bądź sprawdzić, czy zrozumieli mnie dobrze i należycie cytują. Ufajmy dziennikarzom, a i pomyślmy, co im mówimy.
* Komentarz do orzeczenia przygotował na potrzeby prac programu „Obserwatorium wolności mediów w Polsce” dr Ireneusz C. Kamiński, ekspert HPFC.
1) Wyrok ETPCZ z dn. 5 lipca 2011 r., w sprawie Wizerkaniuk p. Polsce, skarga nr 18990/05
2) Wyrok TK z dn. 29 września 2008 r. , sygn. SK 52/05
3) Oparte na artykule Dominiki Bychawskiej-Siniarskiej, Postulaty zmian w prawie prasowym (uwagi de lege ferenda) w Praktyczne aspekty wolności wypowiedzi pod redakcją naukową Wojciecha Lisa i Zbigniewa Husaka.
4) Zob. pkt. I. 4 zdania odrębnego sędziego A. Rzeplińskiego do wyroku TK z dnia 29 września 2008 r. (sygn. akt SK 52/05)
5) Pkt. VI. 32–35 zdania odrębnego sędziego A. Rzeplińskiego do wyroku TK z dnia 29 września 2008 r. (sygn. akt SK 52/05)
6) Pkt. III. 29 zdania odrębnego sędziego A. Rzeplińskiego do wyroku TK z dnia 29 września 2008 r. (sygn. akt SK 52/05)
7) M. Zaremba, Prawo Prasowe. Ujęcie praktyczne, Warszawa 2007, s. 110-116
8) T. Torańska, Autoryzacja wypowiedzi prasowej: wyrok TK i co dalej?, [w:] Autoryzacja wypowiedzi prasowej: wyrok TK i co dalej?, pod red. A. Bodnar, D. Bychawska, Warszawa 2009, s. 26
9) J. Taczkowska, Autoryzacja wypowiedzi, Warszawa 2008, s. 85-153
10) Wyrok ETPCz z 20 kwietnia 2006 r. w sprawie Raichinov przeciwko Bułgarii, skarga nr 47579/99
11) Wyrok ETPCz z 17 grudnia 2004 r. w sprawie Cumpana i Mazare przeciwko Rumunii, skarga nr 33348/96).